Hej! Jestem Hania i jestem na pierwszym roku biologii i fizyki (Natural Sciences) w Cambridge.
Chociaż dysleksję mam zdiagnozowaną od szóstej klasy podstawówki, to do niedawna nie akceptowałam jakoś tej części siebie. Sama sobie wmawiałam, że nie mam żadnej dysleksji, tylko po prostu jestem zbyt głupia. W moim środowisku dysleksja nie istniała na serio – to była zmyślona choroba, którą tworzysz, bo jesteś zbyt leniwa, żeby się czegoś nauczyć. Więc nigdy nie uważałam, że mam jakieś specjalne potrzeby w uczeniu się. Wkładałam w naukę mnóstwo wysiłku, trochę nie rozumiejąc, dlaczego ona innym przychodzi łatwiej. Nie zdawałam sobie sprawy, że ci inni ludzie mogą nie mieć tak jak ja – że mogą swobodnie raz przeczytać tekst i zrozumieć, o czym on był, albo że mają sprawnie funkcjonującą pamięć krótkotrwałą. Zaadaptowałam się do tych trudności, wkładając w naukę naprawdę dużo wysiłku, bo w szkole nigdy nie nauczono mnie, jak sobie z tą dysleksją radzić.
Dlatego kiedy w wieku siedemnastu lat, będąc w liceum w Anglii, specjalista od dysleksji zrobił mi testy, to bardzo się zdziwił, że przy tak głębokiej dysleksji mam tak dobre wyniki w nauce. Wysokie wyniki testu na inteligencję zwróciły mi uwagę na to, że może rzeczywiście moje trudności wynikały z wrodzonej dysleksji, a nie braku inteligencji.
Brak porównywania i indywidualne podejście do nauczania w angielskiej szkole zdecydowanie mi pomogły. Ale tak naprawdę dopiero w tym roku zaczęłam sama wierzyć, że ta dysleksja serio istnieje i że ma też swoje dobre strony – na przykład zorientowałam się, że moja dobra orientacja w terenie może być przypisana dysleksji. Albo pamięć słuchowa np. ucząc się gry na pianinie, nigdy nie nauczyłam się czytać z nut, ale potrafiłam doskonale zapamiętać cały utwór, patrząc na ręce nauczycielki, a potem odtworzyć ten układ ze słuchu.
Dlatego teraz już coraz mniej porównuję się z innymi. Kiedyś, na przykład czytając ten sam tekst z kimś innym, bardzo się stresowałam i oceniałam się negatywnie za to, że tak wolno mi to idzie. A im bardziej sobie tak mówiłam, tym wolniej mi szło – i to było takie błędne koło. Teraz już naprawdę nie zależy mi, żeby za wszelką cenę „dogonić” neurotypowe osoby – wiem, że czytam wolniej, bo mam dysleksję. I to jest okej.
Uważam, że szerzenie wiedzy o dysleksji – o tym, że ona naprawdę istnieje i że ma swoje dobre i złe strony – jest kluczowe. Dyslektycy powinni rozumieć te cechy, żeby mogli wykorzystywać swoje mocne strony i rozumieć, że te słabsze nie wynikają z ich lenistwa. Ja sama nigdy nie myślałam o pozytywnych aspektach dysleksji, dopóki nie wspomniała mi o nich koleżanka.
Wydaje mi się, że wczesne wykrywanie dysleksji też jest w tym bardzo ważne. Patrząc teraz na swoje dzieciństwo, widzę, ile dała mi np. gra na instrumencie. Wydaje mi się, że taki rozwój, kiedy mój mózg był jeszcze bardzo plastyczny i dopiero się kształtował, bardzo mi pomógł. Być może ta gra na instrumencie sprawiła, że mój mózg zbudował nowe ścieżki neuronalne, które jakoś „nadgoniły” te braki wynikające z dysleksji. Dobrze by było, gdyby każdy mógł się dowiedzieć takich rzeczy o sobie i nauczyć się, co jest pomocne w ich przypadku.
No i przede wszystkim można się uczyć w więcej niż jeden sposób. I to, że nie możesz zapamiętać spisanych na kartce informacji, nie znaczy, że jesteś głupi(-a), tylko że Twój mózg przetwarza informacje w taki sposób, że łatwiej Ci zapamiętać coś ze słuchu albo wizualnie.”
Maj, 2021
Korekta: Alicja Błońska