Wstecz

Julia Barszczewska

Moja historia z ADHD wygląda tak, że pół życia myślałam, że jestem po prostu głupia, niezdolna, bo nigdy nie było lekcji, na której mogłam się w całości skupić i w pełni jej zrozumieć. Bardzo się bałam, że nauczyciel się mnie o coś spyta, a ja po prostu nie będę mogła się skupić, mocno wysilałam się, żeby uważać, codziennie łapiąc się na tym, że się rozkojarzyłam, i tak co chwila, cały dzień – to męczące.

W końcu pomyślałam, że coś się nie zgadza, bo potrafię mieć świetne oceny, ale tylko wtedy, gdy sama i w swoim tempie uczę się czegoś z książki albo gdy coś mnie bardzo zainteresuje. Jednak na lekcjach, kiedy inne osoby się wypowiadały, nie miałam pojęcia, co się działo – nagle wiedza znikała, chociaż wiedziałam, że ją mam. Problemy z koncentracją są też objawem depresji, dlatego dopiero po roku leczenia depresji, kiedy nic się nie zmieniało w kwestii umiejętności skupiania się, na kolejną wizytę u psychiatry rozpisałam wszystkie moje trudności i przeczytałam je lekarzowi, bo normalnie nie mogłabym się skupić na tyle, żeby o tym wszystkim wspomnieć – w wieku siedemnastu lat dostałam diagnozę ADHD z obniżoną nadpobudliwością.

Przez to, że mało we mnie nadpobudliwości, to nikt nie zwrócił na to wcześniej uwagi. Bardzo cieszyłam się z tej diagnozy, bo w końcu wiedziałam, że to nie „moja wina”, że się nie skupiam, i od teraz mogę się nauczyć lepiej funkcjonować i pracować efektywniej.

Od zawsze czułam się inna, ale nigdy nie wiedziałam, dlaczego tak jest.

Ciągle zapatrzona w zegar na lekcjach, zapominalska i bardzo roztrzepana. Mimo starań nigdy nie udawało mi się dorównać rówieśnikom, gdy chodziło o bycie uporządkowanym i sumiennym w szkole. Zawsze posiadałam łatkę „gapci”, mimo to nikomu nie przyszło do głowy, że może jednak mój mózg nie działa, jak powinien.

Diagnozę ADHD otrzymałam dopiero w wieku dwudziestu trzech lat. Do podejrzeń tego schorzenia skłoniły mnie słowa znajomego: „jesteś kumata, stać cię na więcej”, które zachęciły do poszukiwań w Internecie (mimo że podobne słowa słyszałam głównie od mojej mamy, to najwyraźniej ktoś „z zewnątrz” musiał mi to powiedzieć, abym zaczęła coś z tym robić 😉 ). Pojęcia związane ze sklerozą w młodym wieku, łatwym rozpraszaniem uwagi czy byciem bałaganiarzem były mi aż nadto bliskie.

Research w Internecie i zgodność wielu objawów zachęciły mnie do poszukania grupy tematycznej. Dołączywszy tam, poczułam się, jakbym weszła do Narni. Z wieloma kwestiami poruszanymi na niej mogłam się utożsamiać. Z zapałem zajęłam się poszukiwaniem lekarza, który mógłby potwierdzić bądź wykluczyć ADHD.

Niestety tutaj spotkałam się z ogromną trudnością… Stwierdzenie ADHD u osoby dorosłej może być problematyczne – aby otrzymać diagnozę, najlepiej jest udać się do lekarza prywatnie. No nic, działać trzeba. Wypełniłam test diagnostyczny (DIVA 2.0) i udałam się z nim do psychiatry. Ku mojej uciesze po pierwszej wizycie miałam już stwierdzone ADHD, a lekarka przeprowadziła ze mną szczegółowy wywiad poza samym testem diagnostycznym.

Aktualnie jestem w trakcie dobierania farmakoterapii. Udało się już za jej pomocą zniwelować niepokój, który przypisywałam zbyt dużej ilości stresu. Byłam na tyle do niego przyzwyczajona, że sama twierdziłam, iż taka jest moja „uroda”. Również leki na pamięć, które zaczęłam przyjmować, spowodowały myśli typu: „Hę? Jakim cudem ja to pamiętam? Kiedyś bym tego nie pamiętała”. Poza tym edukuję się maksymalnie na temat tego schorzenia, aby być w stanie nauczyć się lepiej funkcjonować. Liczę również na psychoterapię w przyszłości.

Nie skłamię tutaj, jeśli powiem, że diagnoza odmieniła moje życie. Uwierzcie mi, płakałam ze szczęścia.
Że to nie jest moja wina – niepamiętanie czegoś.
Że to nie jest tak, że za mało się staram.
Że tak naprawdę nie jestem dziwakiem, ale jestem częścią dużej społeczności, która jest taka jak ja.
W końcu okazało się, że nie jestem sama.

„Jak Twoje ADHD wpływa na studiowanie?”

Słysząc, że „to wymysł i każdy tak ma”, nie prosiłam o wydłużony czas, choć by się przydał. W szkole zazwyczaj pisałam testy i rozprawki do końca, tak samo matury i teraz sesje na studiach. Już się przyzwyczaiłam, że z pięćdziesięciu osób zostaję czasem sama na sali. Na szczęście moja grupa przyjaciół nie ocenia mojej diagnozy i ma na uwadze moje trudności, więc nie denerwują się, jak czegoś nie rozumiem albo dopytuję, o co chodzi, bo wcześniej moja uwaga była skupiona na czymś innym. Największy problem mam z wyłapywaniem informacji ze słuchu, dlatego na studiach wychodzę z większości wykładów, nie wiedząc, o czym były. Moim jedynym sposobem jest uczenie siebie samej, przerabianie wszystkich materiałów na własne notatki i czytanie tego samego wiele razy, aż zrozumiem i nie wyłączę się w połowie czytania. Jednak utrudnia to nie tylko naukę, ale też zwykłe rozmowy, które często ciężko mi było prowadzić, bo nie mogłam kontrolować, na czym skupia się moja uwaga, a nie chcę, żeby ktoś myślał, że po prostu go nie słucham. Z lekami jest trochę łatwiej, ale nie lubię ich brać, bo źle się po nich czuję.

„Jak wygląda u Ciebie proces uczenia się np. na egzaminy czy kolokwia?”

Nauka zabiera mi więcej czasu niż moim znajomym, którzy mają takie same stopnie, i musiałam się z tym pogodzić. Nie potrafię utrzymać regularności, planować nauki. Uczę się w przypływie motywacji. Nie jest to zdrowy tryb pracy, ale była taka sesja, na którą uczyłam się całą noc, bo miałam tak zwany „hiperfocus” i nie spałam ani minuty, poszłam na egzamin i napisałam go najlepiej z mojej całej grupy.

Korekta: Alicja Błońska

Weronika Tomiak
Weronika Tomiak
http://neuroroznorodni.pl

Ta strona wykorzystuje pliki cookies w Twojej przeglądarce. Polityka prywatności